piątek, 13 września 2013
Przepraszam :((
Przepraszam, że rozdziału ciągle nie ma i w najbliższym czasie nie będzie, ponieważ mam strasznie dużo nauki, problemów, a do tego jestem chora. W ogóle szkoda gadać. Ostatnie dwa tygodnie, były najgorszymi w moim życiu. Proszę Was o wyrozumiałość.. Obiecuję, że gdy tylko będę na siłach od razu wstawię rozdział.
Pozdrawiam ; **.!
Marta..
poniedziałek, 2 września 2013
Rozdział 28
Nie mogłam nic zrobić. Nic nie czułam. Moje ciało było sparaliżowane.
Próbowałam coś powiedzieć, otworzyć oczy, ale nie mogłam. Z oddali
dochodziły do mnie przytłumione głosy trójki osób.
- Co się stało.?
- Zaczęło się.!
- Co robimy.?
- Trzeba działać jak najszybciej.! Połóż ją tutaj.!
- Carlisle, uratuj ją! Proszę!
- Zrobię co w mojej mocy.! Odsunąć się.!
Po tych słowach poczułam ból, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie czułam. Nadal nie mogłam się poruszać. Choć tak bardzo chciałam krzyczeć, nie mogłam.. Ten straszny ból rozchodził się po moim ciele wzrastając w każdej sekundzie. W tej chwili modliłam się, żeby go nie czuć. Czas zaczął się dłużyć. Liczyłam oddechy, robiłam wszystko, żeby choć na kilka sekund zapomnieć o tym strasznym bólu. Po czasie, który wydawał mi się wiecznością, ból minął. Znów nic, a nic nie czułam..
- Dziewczynka.!
- Mam córeczkę.!
- Gratuluję.!
- No to zostałem wujkiem. Gratuluję Emmett!
Zostałam mamą. Mam córeczkę.! Udało mi się donosić ciąże. Chcę ją zobaczyć. Później niech się dzieję co chce. Muszę otworzyć oczy. Tylko jak.? Moje ciało jest sparaliżowane i nie mogę się ruszać. Dlaczego.? Dlaczego jestem sparaliżowana.? Chcę krzyczeć, żeby mi pomogli.! Żeby mi ją pokazali, ale nic. Jedna wielka pustka. Jak mam z tym walczyć.? Muszę się skoncentrować. Nabrać siły. Dla mojej córeczki i dla Emmetta. Muszę powiedzieć mu, że go kocham. Kocham go i naszą malutką córeczkę najbardziej na świecie.! Miłość. To właśnie z niej muszę czerpać siłę. Zaczęłam przypominać sobie twarze całej naszej rodziny. Esme, Carlisle, Jasper, Alice, Bella, Edward, Renesmee, Emmett. Wyobrażałam sobie słodką twarzyczkę mojego aniołka.
- Jak ja bardzo ich kocham.! - pomyślałam. I w tym momencie odzyskałam czucie. Szybko podniosłam powieki, mrugając kilkakrotnie. Leżałam w przygotowanej dla mnie sali, w domu Carlisle' a i Esme. Światło z lampy raziło mnie w oczy. Rozejrzałam się wokoło. Emmett, Edward i Carlisle stali przy specjalnym łóżeczku i robili coś z naszą córeczką, która raz po raz wybuchała głośnym płaczem.
- Pokarzcie mi ją. - szepnęłam cicho. Wszyscy trzej nagle się odwrócili.
- Rosalie.!
W oczach Emmetta było tyle szczęścia. Wziął nasze dziecko na ręce i podszedł do mnie.
- Dziewczynka. Jest taka śliczna.!
Gdy pokazał mi naszego aniołka, moje oczy zrobiły się suche. To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Jej śliczna, okrągła twarzyczka i te duże niebieskie oczy. Na jej główce było dużo czarnych, kręconych loczków. Gdy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się.
- Tak. Jest cudowna.
- Podobna do ciebie.
- Ale włoski ma po tobie.
- Nazwijmy ją Vanessa..
- Tak. Vanessa to śliczne imię. Pasuje do niej. Jestem taki szczęśliwy.!
Tak. Szczęście miał wymalowane na twarzy. Chciałabym cieszyć się z nim, ale czułam, że z każdą minutą ten straszny paraliż powracał. Czułam się taka ciężka.
- Kocham Cię Emmett. Kocham Ciebie i naszą Córeczkę. Pamiętaj o tym.
- Ja też Was kocham.! Jesteście dwiema najważniejszymi kobietami w moim życiu.! - czułam, że odlatuję. Powoli traciłam resztki sił. Emmett chyba to zauważył, ponieważ zawołał Edwarda i spanikowanym głosem powiedział:
- Zabierz ją do dziewczyn.! - oddał naszą córeczkę Edwardowi i złapał mnie za rękę.
- Rosalie, musisz dać radę. Słyszysz mnie.? Carlisle!
Carlisle zaczął się koło mnie krzątać robiąc coś, co zbytnio mnie nie obchodziło. Teraz liczył się tylko Emmett. Stał i głaskał mnie po głowie, powtarzając ciągle:
- Będzie dobrze.. Będzie dobrze..
- Emmett, opiekuj się nią jak najlepiej. Zawszę będę przy Tobie. Nie zapomnij o tym - po tych słowach moje powieki opadły, a mnie ogarnęła totalna pustka. Straciłam wszystkie zmysły. Smak, dotyk, węch, słuch.. Ciemność. Pochłaniała mnie ciemność i choć próbowałam z nią walczyć, wygrywała...
Emmett..
- Carlisle! Pomóż jej.! Błagam!
- Zrobiłem wszystko co w mojej mocy. Teraz musimy czekać.
- Jak to czekać.? Nie chcę jej stracić!
- Już nic nie możemy zrobić. Musimy czekać. W jej organizmie zachodzą zmiany. Emmett, ja nie jestem pewny, ale jak się obudzi to nie jako wampir, ale jako człowiek. Od dawna to podejrzewałem, ale nie chciałem Was martwić.. Jeśli obudzi się w ciągu trzech dni, przeżyje.. Chodźmy stąd Emmett.
- " Nie chciałem Was martwić.. " Udało Ci się.! Nie zostawię jej. Nie chcę stąd iść!
Moje oczy strasznie piekły. Rozpacz zawładnęła moim ciałem.
- Emmett, rozumiem, że to dla Ciebie trudne.
- Nie masz zielonego pojęcia jak cierpię.! Postaw się na moim miejscu!
- Musisz być silny. Dla Rosalie. Dla córeczki, która na Ciebie czeka.. Obiecałeś to Rosalie.
- Ale to takie trudne. - załkałem cicho, dotykając ślicznej twarzy Rose.
- Chodźmy. Musisz zająć się córeczką. Później do niej przyjdziesz.
Gdyby nie to, że pozwoliłem Carlisle' owi się wyprowadzić, nie odszedłbym od Rose na krok. Dlaczego? Dlaczego jest nieprzytomna.? Dlaczego przytrafia się to mi.? Ból, rozpacz, żal, rozgoryczenie - to cechy które mną zawładnęły. Nawet nie wiem kiedy, a znalazłem się w salonie u Edwarda i Belli. Byli tu wszyscy. Cała nasza rodzina. Rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu mojej córeczki. Trzymała ją Bella. Podszedłem do niej powolnym krokiem i powiedziałem:
- Daj mi ją.
- Wszystko będzie dobrze - powiedziała, gdy już oddała mi moją córeczkę. Była taka malutka i śliczna. Jej duże zielone oczka i czarne, małe loczki. Gdy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się szeroko jakby mnie rozpoznała.
- Jesteś tak podobna do mamusi. Tak samo śliczna.
Zacząłem przestępować z nogi na nogę, bujając moją dziewczynkę. Była taka rozkoszna. Ziewnęła kilka razy i jej śliczne oczka się zamknęły.
- Zasnęła... - szepnąłem cicho, nie chcąc jej obudzić.
- Daj mi ją. Położę ją u Nessie, a Ty posiedzisz z nami.
- Nie Bello. Pójdę z nią do domu. Chcę pobyć trochę sam.
- Na pewno.? Może Ci w czymś pomóc.?
- Nie trzeba.
- Jak mała się obudzi, będzie głodna. W lodówce macie zapas krwi.
- Dziękuję Carlisle. Dziękuję Wam wszystkim. Nawet nie wie..wiecie ile znaczy d..dla mnie wasza p..pomoc.
Głos mi drżał od płaczu. Oni są tacy kochani i nie wiem co ja bym bez nich zrobił..
- Będzie dobrze. Zobaczysz. Kocham Cię.. - powiedziała Esme, przytulając mnie mocno.
Nie miałem siły już nic mówić, więc tylko kiwnąłem głową i zwróciłem się ku wyjściu. Usłyszałem jeszcze lipne pocieszenia typu " trzymaj się, możesz na nas liczyć czy będzie okej " i wyszedłem w ciemną noc. Przytuliłem córeczkę mocno do siebie, zasłaniając ją od wiatru i deszczu. Gdy wszedłem do domu, od razu poszedłem do pokoiku malutkiej i ostrożnie ułożyłem ją w łóżeczku, a sam usiadłem na krześle obok i wpatrywałem się w nią. Tak słodko spała.
- Jesteś taka malutka i bezbronna. Będę musiał na Ciebie uważać i nigdy nie pozwolę żeby ktoś zrobił Ci krzywdę. - szepnąłem, głaszcząc ją po czułku.
- Gdyby mamusia tu była... - oczy zaczęły mnie piec, a głos załamywał się - Gdyby była to na pewno by się ze mną zgodziła i cały czas powtarzała, że jesteś śliczna i że Cię kocha.
Jej malutkie usteczka ułożyły się w słodki uśmiech.. Śniło się jej coś śmiesznego i miłego. Przesiedziałem nad jej łóżeczkiem całą noc. Nawet nie zauważyłem kiedy zaczęło się rozjaśniać.
- Na pewno zaraz się obudzisz i będziesz głodna... - powiedziałem i pobiegłem do kuchni. Szybko przygotowałem butelkę i wróciłem do pokoiku Vanessy. Nie minęło nawet pięć minut, a obudziła się cicho popłakując. Wziąłem ją na ręce i zacząłem bujać, żeby się uspokoiła.
- Cześć kochanie.. Wyspałaś się.? Ale ty jesteś słodka.. Chodź, nakarmimy Cię..
Chyba była naprawdę głodna, ponieważ szybko opróżniła całą butelkę. I co teraz.? Jest wyspana i najedzona. Muszę ją przebrać. Ostrożnie ułożyłem córeczkę do łóżeczka i otworzyłem wielką szafę. Vanessa miała więcej ubrań niż ja. Gdy już wybrałem ubranka dla córeczki, ubrałem ją. W białej sukieneczce wyglądała tak słodko. Cały czas się uśmiechała i gaworzyła.
- Moja mała ślicznotka. Wiesz.. Mamusia powinna być tu z nami.
Vanessa przyglądała mi się uważnie. Nagle zaczęła płakać. Wziąłem ją na ręce i zacząłem bujać i uspokajać. Malutka zaczęła się wyginać i pokazywać palcami w stronę zdjęcia, które stało na jednej z półek. Przedstawiało ono mnie i Rosalie jeszcze sprzed ślubu. Podszedłem z Vanessą bliżej, a ta pokazała palcem na Rose. Była taka mądra. Przecież miała zaledwie dwa dni.
- To twoja mamusia.. Chciałabyś do niej iść.?
Malutka przestała płakać i się uśmiechnęła.
- To chyba oznacza, że tak..
Nagle usłyszałem pukanie.
- Cześć Emmett. Wszystko dobrze.? Jak się czujecie.? - do pokoju weszła Bella.
- Nie jest dobrze, ale jakoś sobie radzę.. Muszę. Mała chce iść do Rosalie.
- Chce.? Widzę, że rozwija się tak szybko jak Renesmee.
- Tak. Vanessa jest cudowna..
- Vanessa.? Ślicznie ...
- Tak.. Edward i Carlisle wam nie powiedzieli.?
- Nie.. Każdy był przygaszony całą tą sytuacją i nikt praktycznie się nie odzywał.. Widzę, że ty także jesteś przygaszony..
- Bello, a Ty byś nie była.? Nie załamałem się jeszcze tylko dzięki Vanessie... - powiedziałem, głaskając córeczkę po główce. Cały czas przyglądała się zdjęciu. Miała taką minę jakby się nad czymś głęboko zastanawiała. Na jej czole pojawiła się słodka zmarszczka. Rose, także taką ma gdy o czymś myśli.
- Byłabym. Uwierz, że wiem co czujesz. Eh.. Więc będziesz szedł z Vanessą do Rosalie.?
- Taki mam zamiar.. Pójdziesz z nami.?
- Nie mogę. Muszę iść do Renesmee, bo pewnie zaraz się obudzi. Emmett, dam Ci małą radę..
- Tak.?
- Na zewnątrz jest chłodno. Przydałby się kocyk.
- Och jasne.! Potrzymaj ją..
Ostrożnie podałem Vanesse dla Belli i poszedłem po kocyk.
- I jest kocyk - powiedziałem i otuliłem kocem Vanessę. Mała zaczęła się denerwować i popłakiwać, więc jak najszybciej udałem się do wyjścia.
- To ja idę do Nessie. Trzymaj się Emmett - Bella poklepała mnie pocieszająco po plecach. - Pa, pa maleńka - dodała jeszcze uśmiechając się do małej i robiąc różne dziwne miny. Vanessa także zaczęła się do niej uśmiechać.
- Do widzenia Bello. Dziękuję Ci za wsparcie.
Bella kiwnęła jeszcze głową i pobiegła do siebie. Na zewnątrz było strasznie ponuro i zimno. Pogoda odzwierciedlała mój nastrój. Eh.. Ruszyłem w stronę domu Carlisle' a i Esme. Swoją drogą ciekawię czy ich tam zastanę. Być może siedzą u Denalczyków lub u Alice i Jaspera... Gdy doszedłem pod ich dom, zapukałem.
- Och, Emmett. Wejdźcie.. - drzwi otworzył mi Carlisle. - Wchodźcie.!
Do Carlisle' a dołączyła Esme.
- Emmett, kochanie jak się czujesz.?
- Źle. Czuję się źle, ale muszę sobie radzić. Dla Vanessy i dla Rose.
- Vanessa... Mogę.? - zapytała Esme, wyciągając ręce w stronę malutkiej. Ostrożnie podałem jej Vanesse. Malutka uśmiechnęła się do niej wesoło i wyciągnęła rączkę w jej stronę, dotykając swoją malutką piąstką jej policzka.
- Carlisle spójrz.. Po raz drugi zostaliśmy dziadkami..
Carlisle pogłaskał Vanesse po policzku i czule przytulił Esme. Też chciałbym się przytulić do Rosalie, usłyszeć, że mnie kocha, ale Rose leży na górze. Nie wiadomo czy się obudzi. Nic nie wiem i to jest najgorsze. Trwać w tej niewiedzy. Czułem, że moje oczy robiły się suche.
- Emmett.? - Carlisle także to zauważył.
- Co z nią.?
- Bez zmian..
- Chcę do niej iść..
- Idź. My zajmiemy się małą.
- Nie. Vanessa, pójdzie ze mną. - wyciągnąłem ręce w stronę swojej córeczki. Esme mi ją podała i przytuliła Carlisle' a.
- Wszystko będzie dobrze Emmett. Idźcie już - kiwnąłem głową na znak, że się zgadzam i poszedłem na górę, gdzie leżał mój anioł. Otworzyłem drzwi i wszedłem. Leżała tam. Wyglądała tak jakby spała. Jej śliczna, blada twarz wyglądała tak spokojnie. Blond włosy okalały jej twarz.
- Mama..
Vanessa odezwała się. Miała zaledwie dwa dni, a odezwała się. To było co najmniej dziwne, ale moje oczy zrobiły się suche ze wzruszenia. Jak ona szybko się rozwija. Już w brzuchu u Rose, bardzo szybko rosła, ale teraz. Niedługo będzie mądrzejsza od niejednego dorosłego. Moja córeczka. Nie wiem co ja bym bez niej zrobił.
- Tak kochanie. Mama. Miejmy nadzieję, że niedługo się obudzi.. - powiedziałem i podszedłem z Vanessą do Rosalie. Malutka wygięła się w jej stronę tak jakby chciała jej dotknąć. Przybliżyłem ją aby mogła to zrobić. Gdy malutka piąstka naszej córeczki dotknęła policzka Rosalie, wydarzyło się coś dziwnego...
_____________________________________________________________
I jest rozdział 28 :D Myślę, że nie jest najgorszy, ale ocenę pozostawiam Wam ; *.
Pewnie niektórzy z Was zauważyli, że jednak nie zmieniłam początku. ( Ostatnio ktoś włamał się mi i Paulinie na bloggera. Pisałyśmy o Tym. ) Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. :)
Czy Wy także jesteście zawiedzeni, że trzeba iść do szkoły.. Masakra.! Ja nie chcę!
Dobra. Wróćmy do ważniejszych spraw. Z bólem serca muszę powiedzieć Wam, że na tym blogu pojawi się tylko jeszcze jeden rozdział i epilog.. Nie chcę żegnać się z tym blogiem, ale nic nie może trwać wiecznie.
Na pocieszenie dodam, że jak nie ten to inny.. Na pewno założę drugiego bloga, ale nie wiem czy o tematyce zmierzchu. To chyba wszystko Kochani.!!
Życzę Wam luźnych i miłych lekcji ( hehe! )
Pozdrawiam ; ** .
Marta :)
- Co się stało.?
- Zaczęło się.!
- Co robimy.?
- Trzeba działać jak najszybciej.! Połóż ją tutaj.!
- Carlisle, uratuj ją! Proszę!
- Zrobię co w mojej mocy.! Odsunąć się.!
Po tych słowach poczułam ból, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie czułam. Nadal nie mogłam się poruszać. Choć tak bardzo chciałam krzyczeć, nie mogłam.. Ten straszny ból rozchodził się po moim ciele wzrastając w każdej sekundzie. W tej chwili modliłam się, żeby go nie czuć. Czas zaczął się dłużyć. Liczyłam oddechy, robiłam wszystko, żeby choć na kilka sekund zapomnieć o tym strasznym bólu. Po czasie, który wydawał mi się wiecznością, ból minął. Znów nic, a nic nie czułam..
- Dziewczynka.!
- Mam córeczkę.!
- Gratuluję.!
- No to zostałem wujkiem. Gratuluję Emmett!
Zostałam mamą. Mam córeczkę.! Udało mi się donosić ciąże. Chcę ją zobaczyć. Później niech się dzieję co chce. Muszę otworzyć oczy. Tylko jak.? Moje ciało jest sparaliżowane i nie mogę się ruszać. Dlaczego.? Dlaczego jestem sparaliżowana.? Chcę krzyczeć, żeby mi pomogli.! Żeby mi ją pokazali, ale nic. Jedna wielka pustka. Jak mam z tym walczyć.? Muszę się skoncentrować. Nabrać siły. Dla mojej córeczki i dla Emmetta. Muszę powiedzieć mu, że go kocham. Kocham go i naszą malutką córeczkę najbardziej na świecie.! Miłość. To właśnie z niej muszę czerpać siłę. Zaczęłam przypominać sobie twarze całej naszej rodziny. Esme, Carlisle, Jasper, Alice, Bella, Edward, Renesmee, Emmett. Wyobrażałam sobie słodką twarzyczkę mojego aniołka.
- Jak ja bardzo ich kocham.! - pomyślałam. I w tym momencie odzyskałam czucie. Szybko podniosłam powieki, mrugając kilkakrotnie. Leżałam w przygotowanej dla mnie sali, w domu Carlisle' a i Esme. Światło z lampy raziło mnie w oczy. Rozejrzałam się wokoło. Emmett, Edward i Carlisle stali przy specjalnym łóżeczku i robili coś z naszą córeczką, która raz po raz wybuchała głośnym płaczem.
- Pokarzcie mi ją. - szepnęłam cicho. Wszyscy trzej nagle się odwrócili.
- Rosalie.!
W oczach Emmetta było tyle szczęścia. Wziął nasze dziecko na ręce i podszedł do mnie.
- Dziewczynka. Jest taka śliczna.!
Gdy pokazał mi naszego aniołka, moje oczy zrobiły się suche. To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Jej śliczna, okrągła twarzyczka i te duże niebieskie oczy. Na jej główce było dużo czarnych, kręconych loczków. Gdy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się.
- Tak. Jest cudowna.
- Podobna do ciebie.
- Ale włoski ma po tobie.
- Nazwijmy ją Vanessa..
- Tak. Vanessa to śliczne imię. Pasuje do niej. Jestem taki szczęśliwy.!
Tak. Szczęście miał wymalowane na twarzy. Chciałabym cieszyć się z nim, ale czułam, że z każdą minutą ten straszny paraliż powracał. Czułam się taka ciężka.
- Kocham Cię Emmett. Kocham Ciebie i naszą Córeczkę. Pamiętaj o tym.
- Ja też Was kocham.! Jesteście dwiema najważniejszymi kobietami w moim życiu.! - czułam, że odlatuję. Powoli traciłam resztki sił. Emmett chyba to zauważył, ponieważ zawołał Edwarda i spanikowanym głosem powiedział:
- Zabierz ją do dziewczyn.! - oddał naszą córeczkę Edwardowi i złapał mnie za rękę.
- Rosalie, musisz dać radę. Słyszysz mnie.? Carlisle!
Carlisle zaczął się koło mnie krzątać robiąc coś, co zbytnio mnie nie obchodziło. Teraz liczył się tylko Emmett. Stał i głaskał mnie po głowie, powtarzając ciągle:
- Będzie dobrze.. Będzie dobrze..
- Emmett, opiekuj się nią jak najlepiej. Zawszę będę przy Tobie. Nie zapomnij o tym - po tych słowach moje powieki opadły, a mnie ogarnęła totalna pustka. Straciłam wszystkie zmysły. Smak, dotyk, węch, słuch.. Ciemność. Pochłaniała mnie ciemność i choć próbowałam z nią walczyć, wygrywała...
Emmett..
- Carlisle! Pomóż jej.! Błagam!
- Zrobiłem wszystko co w mojej mocy. Teraz musimy czekać.
- Jak to czekać.? Nie chcę jej stracić!
- Już nic nie możemy zrobić. Musimy czekać. W jej organizmie zachodzą zmiany. Emmett, ja nie jestem pewny, ale jak się obudzi to nie jako wampir, ale jako człowiek. Od dawna to podejrzewałem, ale nie chciałem Was martwić.. Jeśli obudzi się w ciągu trzech dni, przeżyje.. Chodźmy stąd Emmett.
- " Nie chciałem Was martwić.. " Udało Ci się.! Nie zostawię jej. Nie chcę stąd iść!
Moje oczy strasznie piekły. Rozpacz zawładnęła moim ciałem.
- Emmett, rozumiem, że to dla Ciebie trudne.
- Nie masz zielonego pojęcia jak cierpię.! Postaw się na moim miejscu!
- Musisz być silny. Dla Rosalie. Dla córeczki, która na Ciebie czeka.. Obiecałeś to Rosalie.
- Ale to takie trudne. - załkałem cicho, dotykając ślicznej twarzy Rose.
- Chodźmy. Musisz zająć się córeczką. Później do niej przyjdziesz.
Gdyby nie to, że pozwoliłem Carlisle' owi się wyprowadzić, nie odszedłbym od Rose na krok. Dlaczego? Dlaczego jest nieprzytomna.? Dlaczego przytrafia się to mi.? Ból, rozpacz, żal, rozgoryczenie - to cechy które mną zawładnęły. Nawet nie wiem kiedy, a znalazłem się w salonie u Edwarda i Belli. Byli tu wszyscy. Cała nasza rodzina. Rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu mojej córeczki. Trzymała ją Bella. Podszedłem do niej powolnym krokiem i powiedziałem:
- Daj mi ją.
- Wszystko będzie dobrze - powiedziała, gdy już oddała mi moją córeczkę. Była taka malutka i śliczna. Jej duże zielone oczka i czarne, małe loczki. Gdy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się szeroko jakby mnie rozpoznała.
- Jesteś tak podobna do mamusi. Tak samo śliczna.
Zacząłem przestępować z nogi na nogę, bujając moją dziewczynkę. Była taka rozkoszna. Ziewnęła kilka razy i jej śliczne oczka się zamknęły.
- Zasnęła... - szepnąłem cicho, nie chcąc jej obudzić.
- Daj mi ją. Położę ją u Nessie, a Ty posiedzisz z nami.
- Nie Bello. Pójdę z nią do domu. Chcę pobyć trochę sam.
- Na pewno.? Może Ci w czymś pomóc.?
- Nie trzeba.
- Jak mała się obudzi, będzie głodna. W lodówce macie zapas krwi.
- Dziękuję Carlisle. Dziękuję Wam wszystkim. Nawet nie wie..wiecie ile znaczy d..dla mnie wasza p..pomoc.
Głos mi drżał od płaczu. Oni są tacy kochani i nie wiem co ja bym bez nich zrobił..
- Będzie dobrze. Zobaczysz. Kocham Cię.. - powiedziała Esme, przytulając mnie mocno.
Nie miałem siły już nic mówić, więc tylko kiwnąłem głową i zwróciłem się ku wyjściu. Usłyszałem jeszcze lipne pocieszenia typu " trzymaj się, możesz na nas liczyć czy będzie okej " i wyszedłem w ciemną noc. Przytuliłem córeczkę mocno do siebie, zasłaniając ją od wiatru i deszczu. Gdy wszedłem do domu, od razu poszedłem do pokoiku malutkiej i ostrożnie ułożyłem ją w łóżeczku, a sam usiadłem na krześle obok i wpatrywałem się w nią. Tak słodko spała.
- Jesteś taka malutka i bezbronna. Będę musiał na Ciebie uważać i nigdy nie pozwolę żeby ktoś zrobił Ci krzywdę. - szepnąłem, głaszcząc ją po czułku.
- Gdyby mamusia tu była... - oczy zaczęły mnie piec, a głos załamywał się - Gdyby była to na pewno by się ze mną zgodziła i cały czas powtarzała, że jesteś śliczna i że Cię kocha.
Jej malutkie usteczka ułożyły się w słodki uśmiech.. Śniło się jej coś śmiesznego i miłego. Przesiedziałem nad jej łóżeczkiem całą noc. Nawet nie zauważyłem kiedy zaczęło się rozjaśniać.
- Na pewno zaraz się obudzisz i będziesz głodna... - powiedziałem i pobiegłem do kuchni. Szybko przygotowałem butelkę i wróciłem do pokoiku Vanessy. Nie minęło nawet pięć minut, a obudziła się cicho popłakując. Wziąłem ją na ręce i zacząłem bujać, żeby się uspokoiła.
- Cześć kochanie.. Wyspałaś się.? Ale ty jesteś słodka.. Chodź, nakarmimy Cię..
Chyba była naprawdę głodna, ponieważ szybko opróżniła całą butelkę. I co teraz.? Jest wyspana i najedzona. Muszę ją przebrać. Ostrożnie ułożyłem córeczkę do łóżeczka i otworzyłem wielką szafę. Vanessa miała więcej ubrań niż ja. Gdy już wybrałem ubranka dla córeczki, ubrałem ją. W białej sukieneczce wyglądała tak słodko. Cały czas się uśmiechała i gaworzyła.
- Moja mała ślicznotka. Wiesz.. Mamusia powinna być tu z nami.
Vanessa przyglądała mi się uważnie. Nagle zaczęła płakać. Wziąłem ją na ręce i zacząłem bujać i uspokajać. Malutka zaczęła się wyginać i pokazywać palcami w stronę zdjęcia, które stało na jednej z półek. Przedstawiało ono mnie i Rosalie jeszcze sprzed ślubu. Podszedłem z Vanessą bliżej, a ta pokazała palcem na Rose. Była taka mądra. Przecież miała zaledwie dwa dni.
- To twoja mamusia.. Chciałabyś do niej iść.?
Malutka przestała płakać i się uśmiechnęła.
- To chyba oznacza, że tak..
Nagle usłyszałem pukanie.
- Cześć Emmett. Wszystko dobrze.? Jak się czujecie.? - do pokoju weszła Bella.
- Nie jest dobrze, ale jakoś sobie radzę.. Muszę. Mała chce iść do Rosalie.
- Chce.? Widzę, że rozwija się tak szybko jak Renesmee.
- Tak. Vanessa jest cudowna..
- Vanessa.? Ślicznie ...
- Tak.. Edward i Carlisle wam nie powiedzieli.?
- Nie.. Każdy był przygaszony całą tą sytuacją i nikt praktycznie się nie odzywał.. Widzę, że ty także jesteś przygaszony..
- Bello, a Ty byś nie była.? Nie załamałem się jeszcze tylko dzięki Vanessie... - powiedziałem, głaskając córeczkę po główce. Cały czas przyglądała się zdjęciu. Miała taką minę jakby się nad czymś głęboko zastanawiała. Na jej czole pojawiła się słodka zmarszczka. Rose, także taką ma gdy o czymś myśli.
- Byłabym. Uwierz, że wiem co czujesz. Eh.. Więc będziesz szedł z Vanessą do Rosalie.?
- Taki mam zamiar.. Pójdziesz z nami.?
- Nie mogę. Muszę iść do Renesmee, bo pewnie zaraz się obudzi. Emmett, dam Ci małą radę..
- Tak.?
- Na zewnątrz jest chłodno. Przydałby się kocyk.
- Och jasne.! Potrzymaj ją..
Ostrożnie podałem Vanesse dla Belli i poszedłem po kocyk.
- I jest kocyk - powiedziałem i otuliłem kocem Vanessę. Mała zaczęła się denerwować i popłakiwać, więc jak najszybciej udałem się do wyjścia.
- To ja idę do Nessie. Trzymaj się Emmett - Bella poklepała mnie pocieszająco po plecach. - Pa, pa maleńka - dodała jeszcze uśmiechając się do małej i robiąc różne dziwne miny. Vanessa także zaczęła się do niej uśmiechać.
- Do widzenia Bello. Dziękuję Ci za wsparcie.
Bella kiwnęła jeszcze głową i pobiegła do siebie. Na zewnątrz było strasznie ponuro i zimno. Pogoda odzwierciedlała mój nastrój. Eh.. Ruszyłem w stronę domu Carlisle' a i Esme. Swoją drogą ciekawię czy ich tam zastanę. Być może siedzą u Denalczyków lub u Alice i Jaspera... Gdy doszedłem pod ich dom, zapukałem.
- Och, Emmett. Wejdźcie.. - drzwi otworzył mi Carlisle. - Wchodźcie.!
Do Carlisle' a dołączyła Esme.
- Emmett, kochanie jak się czujesz.?
- Źle. Czuję się źle, ale muszę sobie radzić. Dla Vanessy i dla Rose.
- Vanessa... Mogę.? - zapytała Esme, wyciągając ręce w stronę malutkiej. Ostrożnie podałem jej Vanesse. Malutka uśmiechnęła się do niej wesoło i wyciągnęła rączkę w jej stronę, dotykając swoją malutką piąstką jej policzka.
- Carlisle spójrz.. Po raz drugi zostaliśmy dziadkami..
Carlisle pogłaskał Vanesse po policzku i czule przytulił Esme. Też chciałbym się przytulić do Rosalie, usłyszeć, że mnie kocha, ale Rose leży na górze. Nie wiadomo czy się obudzi. Nic nie wiem i to jest najgorsze. Trwać w tej niewiedzy. Czułem, że moje oczy robiły się suche.
- Emmett.? - Carlisle także to zauważył.
- Co z nią.?
- Bez zmian..
- Chcę do niej iść..
- Idź. My zajmiemy się małą.
- Nie. Vanessa, pójdzie ze mną. - wyciągnąłem ręce w stronę swojej córeczki. Esme mi ją podała i przytuliła Carlisle' a.
- Wszystko będzie dobrze Emmett. Idźcie już - kiwnąłem głową na znak, że się zgadzam i poszedłem na górę, gdzie leżał mój anioł. Otworzyłem drzwi i wszedłem. Leżała tam. Wyglądała tak jakby spała. Jej śliczna, blada twarz wyglądała tak spokojnie. Blond włosy okalały jej twarz.
- Mama..
Vanessa odezwała się. Miała zaledwie dwa dni, a odezwała się. To było co najmniej dziwne, ale moje oczy zrobiły się suche ze wzruszenia. Jak ona szybko się rozwija. Już w brzuchu u Rose, bardzo szybko rosła, ale teraz. Niedługo będzie mądrzejsza od niejednego dorosłego. Moja córeczka. Nie wiem co ja bym bez niej zrobił.
- Tak kochanie. Mama. Miejmy nadzieję, że niedługo się obudzi.. - powiedziałem i podszedłem z Vanessą do Rosalie. Malutka wygięła się w jej stronę tak jakby chciała jej dotknąć. Przybliżyłem ją aby mogła to zrobić. Gdy malutka piąstka naszej córeczki dotknęła policzka Rosalie, wydarzyło się coś dziwnego...
_____________________________________________________________
I jest rozdział 28 :D Myślę, że nie jest najgorszy, ale ocenę pozostawiam Wam ; *.
Pewnie niektórzy z Was zauważyli, że jednak nie zmieniłam początku. ( Ostatnio ktoś włamał się mi i Paulinie na bloggera. Pisałyśmy o Tym. ) Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. :)
Czy Wy także jesteście zawiedzeni, że trzeba iść do szkoły.. Masakra.! Ja nie chcę!
Dobra. Wróćmy do ważniejszych spraw. Z bólem serca muszę powiedzieć Wam, że na tym blogu pojawi się tylko jeszcze jeden rozdział i epilog.. Nie chcę żegnać się z tym blogiem, ale nic nie może trwać wiecznie.
Na pocieszenie dodam, że jak nie ten to inny.. Na pewno założę drugiego bloga, ale nie wiem czy o tematyce zmierzchu. To chyba wszystko Kochani.!!
Życzę Wam luźnych i miłych lekcji ( hehe! )
Pozdrawiam ; ** .
Marta :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)